Na wykładzie który odbył się 16. stycznia na Politechnice Warszawskiej wiceminister SWiA Piotr Piętak zapowiedział wprowadzenie elektronicznego dowodu osobistego już w 2008 roku.
Z komunikatu MSWiA wynika, że minister raz mówił o “biometrycznym dowodzie osobistym”, a raz o “elektronicznym” - a nie są to pojęcia tożsame. Trudno więc powiedzieć o co tak na prawdę chodzi, bo na stronach MSWiA nie ma ani słowa na temat jednego ani drugiego.
Pod pojęciem “elektronicznego dowodu osobistego” rozumie się zwykle dowód osobisty w postaci karty plastikowej (taki jak używane dzisiaj “nowe dowody”) z zaszytym czipem. W rezultacie mamy połączenie karty kryptograficznej z nadrukiem zawierającym informacje z tradycyjnego dowodu osobistego. Na karcie mogą być zdublowane informacje z nadruku w wersji elektronicznej ale także certyfikat kwalifikowany. Mogą się tam również znaleźć informacje biometryczne - obecnie wykorzystywane czipy mają zwykle 32-64 KB wolnego miejsca, co w zupełności wystarczy na jedno i drugie.
Jak powiedział mi rzecznik MSWiA więcej informacji ma być opublikowane w przyszłym tygodniu.
Krajem, który dotychczas najszerzej wdrożył taki elektroniczny dowód osobisty jest Estonia, gdzie wydano karty z certyfikatami ponad 79% obywateli. Karty, wyglądające jak nasz nowy dowód osobisty, zawierają dwa certyfikaty (jeden do podpisu, drugi do uwierzytelnienia), każdy obywatel otrzymał także konto e-mailowe. Taki zestaw kosztował w Estonii 20 euro.
Swoją drogą, ciekawe jak udało im się tak zejść z ceną skoro u nas trzy centra certyfikacji - niby konkurujące ze sobą - sprzedają “gołe” certyfikaty kwalifikowane po równo 190 zł i ani grosza mniej, a zestawy podobne do tych estońskich to wydatek rzędu 300-400 zł.
Warto też pamietać, że Estonia ma 1,3 mln obywateli - a Polska 38 mln.
Źródła: